Korona Gór Polski

K
  Rysy (wierzchołek graniczny) Tatry 2499
2 Babia Góra Beskid Żywiecki 1725
3 Śnieżka Karkonosze 1602
4 Śnieżnik Masyw Śnieżnika 1425
5 Tarnica Bieszczady 1346
6 Turbacz Gorce 1310
7 Radziejowa Beskid Sądecki 1262
8 Skrzyczne Beskid Śląski 1257
9 Mogielica Beskid Wyspowy 1171
10 Wysoka Kopa Góry Izerskie 1126
11 Rudawiec Góry Bialskie 1112
12 Orlica Góry Orlickie 1084
13 Wysoka (Wysokie Skałki) Pieniny 1050
14 Wielka Sowa Góry Sowie 1015
15 Lackowa Beskid Niski 997
16 Kowadło Góry Złote 989
17 Jagodna Góry Bystrzyckie 977
18 Skalnik Rudawy Janowickie 945
19 Waligóra Góry Kamienne 936
20 Czupel Beskid Mały 933
21 Szczeliniec Wielki Góry Stołowe 919
22 Lubomir[4] Beskid Makowski 904
23 Biskupia Kopa Góry Opawskie 889
24 Chełmiec Góry Wałbrzyskie 851
25 Kłodzka Góra Góry Bardzkie 765
26 Skopiec Góry Kaczawskie 724
27 Ślęża Masyw Ślęży 718
28 Łysica Góry Świętokrzyskie 612

                                                

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   



Świtem 1 maja wyruszamy z Robertem z Warszawy pod Zduńską Wolę po kolejnego załoganta Zbyszka i we trzech ruszamy do miejscowości Komarno gdzie zostawiamy Grześka pod kościołem i wchodzimy na SKOPIEC - Góry Kaczawskie ( cała trasa 3km ) w górę około 230 metrów


tego samego dnia, wyruszylismy do Szklarskiej Poręby , cel WYSOKA KOPA , niestety Krzysiek się gubi i kieruje nas na Jakuszyce , zaczyna lać deszcz. No to jemy obiad. Jak tylko przestaje padać ruszamy z Jakuszyc inną ciut od planowanej trasą w stronę Wysokiej Kopy trasa w obie strony to 13 km i 595 metrów w górę . Nowe buty obcierają , a płuca dyszą.
Trochę błądzenia i wreszcie jest, szczyt zdobyty. Wracamy do kampera nocując na parkingu przy granicy w Jakuszycach.
Zero słońca , pogoda się zmienia. A deszcz co stanie się tradycją pada w momencie, gdy jesteśmy w kamperze.

2 maja jedziemy do Karpacza , od rana utrzymuje się wszędzie duża mgła i kiepska widocznośc, dlatego też , będą po raz pierwszy i w Szklarskiej i Karpaczu mało co widziałem.

Zdobywamy ŚNIEŻKĘ 1602 metry 16 km marszu, pod górę 750 metrów , mgła zasłania cały Karpacz i niczym morze rozbija się o fiordy Sudetów .
na górze i po drodze , cała masa turystów. Duży tłok. schodzimy czerwonym szlakiem , kolejny raz wszystko na mnie jest mokre i z powodu spocenia się, jak i tej wszędobylskiej mgły, skraplającej się na każdej częsci mego ciała. Pod Śnieżką było już źle, mogę to tłumaczyć za szybkim tempem, ale po prostu zastałem się.
Wracamy na nasz fartem znaleziony we mgle parking gdzieś w Karpaczu ( róg ulic Karkonoskiej i Strażackiej ) , śpimy zmęczeni, a rano wokół śnieg.

3 maja idziemy do świątyni Wang , gdzie odkrywamy świeży grób na przykościelnym , nieczynnym cmentarzyku - To grób Tadeusza Różewicza. Po świątyni jedziemy kierunek Kowary - zdobywać najwyższy szczyt Gór Rudawskich - SKALNIK ( ciągle mi się myli ze skalniakiem) . wyruszamy z przełęczy pod Średnicą (parking) i zmyliwszy trasę zdobywamy Skalnik cięższą i dłuższą drogą , śnieg przepięknie ubrał drzewa, ale jest zimno i nadal mgła zagląda za kołnierz. Trasę Skalnika pokonaliśmy idąc około 8km i do góry o 348 metrów , 945 metrowy ten szczyt może przyprawić o wyższy puls. Ja się strasznie zasapałem.

Po zmianie ubrań na suche i uruchomienia grzania , bo zmarźliśmy wracając , jedziemy 80 km dalej pod masyw Ślęzy , nocujemy na przełęczy Tąpadły (darmowy parking , woda w strumieniu) , i rano ruszamy na ostatni szczyt majówki ( o tyle dobrze , ze w słońcu i bez mgły) ŚLĘŻA to 5,6 km , 300 metrów w górę . Po zdobyciu Ślęzy jajecznica i powrót do domu.
w sumie przeszliśmy około 50 km , przeziębiłem się oraz mam nadwyrężone kolana. Chyba za dużo , jak na początek.

CDN za jakieś 30 dni

W drodze na Skalnik
W drodze na Skalnik
Widok na Śnieżkę
Widok na Śnieżkę

30 maja w piątek wczęsnie rano ruszyliśmy z Warszawy, po kolejną porcję gór. Tym razem bez Zbyszka . Kierunek okolice Żywca. Pogoda zdecydowanie zachęcająca do wchodzenia, niezbyt ciepło, ale bez deszczu.

Pierwszy szczyt zdobywamy zaraz po przyjeździe , wchodzimy na Skrzyczne 1257 metrów - cała trasa 8,8 km i 722 metry w górę . Na górze chmury, czy też mgła i schronisko. Trasa pokonana niebieskim szlakiem od Ostrego , wydawała się ciężka, ale przeszliśmy ją bardzo spokojnie. No cóż , trochę trenowałem wchodząc do mieszkania po schodach. Po zejściu udajemy się 66 kilometrów dalej nocować na Przełeczy Krowiarka , parking wieczorem jest prawie opustoszały co daje nam możliwość wybrania sobie miejsca i odpowiedniego ustawienia auta. Nocujemy, obok w źródle przeczysta woda.
Rano uderzamy na Babią Górę 1725 ( jest to drugi najwyższy szczyt KGP) . Wejście makabryczne, niby są zbudowane schody , ale męczę sie na tym dużo bardziej. las znika, pojawia się kosodrzewina , potem i ona znika i pojawiają się przebiśniegi i resztki śniegu. Na górze szczyt w chmurach, nic nie widać , wiatr urywa głowę . Podziwiam , niektórych dośc dziwnie ubranych turystów, oraz nie podziwiam tych co wbiegają pod góre, gdy ja sapię jak parowóz. Tym zazdroszczę.
Zdobycie Babiej Góry to 9 km marszu w obie strony i 685 do góry.

Tak się nam po zejściu chce piwa , że zwycięża opcja kolejnej nocy na przełęczy, i wstaniu rano , a by w dniu odjazdu z gór zdobyć jeszcze Czupel.
Zatem w niedzielę, rano idziemy na Czupel 933 metry, zostawiając auto w Międzybrodziu Bialskim na parkingu. To miał być najłatwiejszy szczyt , dlatego zostawiliśmy sobie go na niedzielne przedpołudnie, nie wiedzieliśmy jednak ile bólu przysporzy nam schodzenie z Babiej G. Mnie bolały podudzia, ale Roberta pośladki , dziwna przypadłość zwłaszcza, że ani razu na nie nie upadł.
Podejście trudne, i bardzo strome , a kiedy kończyła się stromizna to zaczynała się nowa , a po tej następna. Pogoda znów nam dopisała, lekkie słońce , niezbyt ciepło i wciąż bez deszczu. Schodzimy z Czupla po przejściu 7,6 km przy różnicy wzniesień 603 m
na dole -zgodnie z naszą tradycją -zaczyna padać gdy podchodzimy do kampera.
Odżywiamy się, a potem zabieramy turystów do Warszawy, umówionych przez serwis http://www.blablacar.pl/ to pozwoli nam zarobić 120 zł , i tym samym pokryć dziurę budżetową. Grzesiek pali 11,9 litra - a tak się łudziłem , że znacznie mniej.

Przełęcz Krowiarka
Przełęcz Krowiarka
Schody do Babiej Góry
Schody do Babiej Góry

Rysy i Lubomir

Wyjechaliśmy w piątek w stronę słowackiego Popradskiego Plesa, stacji kolejowej z fajnym parkingiem i miejscem startu na Rysy. Dlaczego wybraliśmy start ze Słowacji , a nie z Polski ? Podejście z Polski jest trudniejsze :) Samo podejście obliczane jest na 7 godzin ( w Słowacji 5,5 h) a i ilośc kilometrów przemawia za Słowacją (9km w jedną stronę przeciwko Polskim 12,7km ) . Dojechaliśmy na nocleg około 21 godziny, i ukołysani szumiącym potokiem i ćwiarteczką usnęliśmy.
Poranek zapowiadał ładną , idealną do wchodzenia pogodę. Zerwaliśmy się o 7 rano , i ładując najpotrzebniejsze rzeczy ruszyliśmy z kopyta, niebieskim szlakiem w stronę Żabiego Potoku. Wraz z nami , szło coraz więcej turystów , co mnie zdziwiło to duża ilość Madziarów. Doszliśmy do Popradskiego Plesa ( 1919 mnpm) kosodrzewina znikła, i byliśmy już w chmurach. Sto metrów wyżej zaczynają się słowackie łańcuchy , ale jest ich zaledwie około 50 metrów ( w Polsce 870 metrów ) . Tu lekko mnie zamroczyło. Ale wziąłem to na karb zmęczenia. Doszliśmy do Chaty pod Rysami ( 2250mnpm) i kawałek za chatą ciut ciut ze trzydzieści metrów wyżej, poczułem , zę mdleję , usiadłem, i ruszyłem ponownie, kilka kroków i znów , mroczki w oczach. Koledzy stwierdzają rozrzedzone powietrze. No tak, moje płuca po latach palenia i ze stwierdzoną astmą, ocenione przez maszynę do spirometrii na 67 lat , nie mają takiej pojemności. Wracam do schroniska, koledzy wchodzą na Rysy.
Odtykam się ponownie koło 2000 mnpm. Cała trasa to 9km drogi w jedną stronę i 1258m wzwyż.
Wracamy do kampera po 9 godzinach , jemy obiad i ruszamy do Polski - w Polsce leje i jest burza. Jedziemy w okolice Kasiny Wielkiej, pod górę Lubomir (904 mnpm) , który zdobywamy następnego dnia rano, zielonym szlakiem. Cała trasa to 2,9km w jedną stronę drogi i 322 m wzwyż.
Powrót do domu Jeszcze do zdobycia zostało 18 szczytów *


*Oczywiście zaliczyłem sobie te Rysy , bo na szczęscie byłem na nich 25 lat temu z papieroskiem w zębach.


schronisko na Turbaczu    

 

 

A po zimie, znów w majówkę ruszyć przyszedł czas w góry.
Tym razem do zdobycia cztery szczyty, ale po kolei.

Już w czwartek wyjechaliśmy w góry, do Nowego Targu , tyle ile się dało wjechać i równo stanąc pod TURBACZ (GORCE) dojechaliśmy po północy. Tak, aby na rano być gotowym do drogi. Pogoda ponoć ma być paskudna.

W piątek ruszamy na Turbacz 641 metrów do góry i 7km w jedną stronę zielonym szlakiem . Deszczyk mży , a na górze sporo śniegu . Droga miejscami błotnista. W schronisku winko grzane i powrót tym samym szlakiem . na dole obiad w kamperze i dojazd o godzinkę dalej do Jaworek , punktu startowego na najwyższe szczyty Pienin i Beskidu Sądeckiego


Na miejscu w Jaworkach chcą dużo pieniędzy za parkowanie, liczyć chętni za godzinę , a ja tam muszę stać dobę , wreszcie schodzą na 50 zł za dobę beż żadnych udogodnień. Jadę na kolejny parking gdzie płacę 20 zł . Jutro rano , najdłuższa dotychczasowa trasa.

Sobota rano ruszamy aby jednego dnia zdobyć dwa szczyty dość od siebie oddalone. 27 km do przejścia 1360 m do wejścia a od rana pada. W związku z tym ruszamy koło 10 rano gotowi odpuścić jak będzie gorzej. Przestaje zaraz padać. Zdobywamy Wysoką (PIENINY) potem kierunek na przełęcz Rozdziel, Obidzę, Wielki Rogacz i na ostatnich brwiach Radziejową (BESKID SĄDECKI ) utytłani w błocie , z ciężkimi od niego butami. 9,5h na nogach , (straciłem 5k kalorii ) ledwo doszedłem na 21.00 do kampera , dziewczyny zrobiły obiad, ale ... nie było siły , na piwo też . Usnąłem przy stole.

W niedzielę rano spod przełęczy Rydza Śmigłego ruszyliśmy na Mogielicę (BESKID WYSPOWY) , wreszcie słońce i wreszcie coś widać z gór . na szczycie wieża widokowa, ale sił brak aby na to się wspinać. 473 metry w górę i 4,2 km w jedną stronę szlakiem zielonym. Potem powrót do Warszawy , nogi wróciły do formy dziś - dwa dni po ostatnim wysiłku - , już nie bolą.

Przeszliśmy w trzy dni 49 km , byliśmy w marszu 17,5 godziny zdobyliśmy cztery górki i straciłem circa 10k kalorii a brzucha nie.

 

 

 

1. W kamperze  2. Mogielica. 3 Sfruwamy z Mogielicy

Skoro na przełomie września i października była jeszcze taka super pogoda , postanowiłem wybrać się ponownie w góry. Tym razem nie towarzyszył mi nikt kto uprzednio ze mną jeździł . Ale za to dał się namówić na ten czyn mój syn ze swoją dziewczyną. Jako dzieciak niewyrośnięty wędrował ze mną po górach dawnymi czasy, i wędrowanie to zawsze było opatrzone wtedy komentarzami, typu " po co tam musimy wchodzić ?" lub " czy nie mógłbym poczekać na dole? " Tym razem nie usłyszałem z jego ust ani jednej wątpliwości czy spadku morale. Więcej , już się pisze na kolejne górki. Wniosek do wszystkiego trzeba dorosnąć. A niektórzy nie dorosną nigdy.

Zatem na południe , czy też południowy zachód !!!

Wyjechaliśmy wieczorem w niedzielę tak, aby podstawić auto pod schronisko Andrzejówka kilkanaście minut od szczytu Waligóra , najwyższego wzgórza gór Kamiennych. Super droga skończyła się w Wałbrzychu i okolicach , gdzie przełomy i załamy szosy kiwały mocno we wnętrzu. Rano po śniadaniu udaliśmy się szybciutko na Waligórę i... nie było łatwo miało być 10 minut ,a było na 500 metrach 123 metry w górę , takie przewyższenie z ruchomymi kamieniami pod nogami , nie należy do przyjemnych.

Waligóra 936 m zdobyta pojechaliśmy zaraz potem pod Borową , to najwyższa góra gór Wałbrzyskich , ale uwaga część opracować dotyczących KGP wskazuje Chełmiec jako szczyt najwyższy ( pewnie przez 18 metrową wieżę na jego szczycie ) . natomiast w Koronie Sudetów , najwyższym szczytem jest wskazywana Borowa , czyli taki mały bałagan i brak logiki. My wybraliśmy Borową bo nasze opracowania ją wskazywały jako wyższą , oraz bo wejście znajduje się w Jedlinie Zdroju, a tam jest knajpka w której dobrze i suto karmią .
Borowa 853 m, górka niewysoka, ale w końcowym etapie z bardzo ostrymi podejściami. Po Borowej czas na wspomniany obiad , schodząc z niej lekko skręciłem nogę , a i dość późno się zrobiło, że rezygnujemy, ze zdobywania Wysokiej Sowy w tym roku ( ciekawostka , zdobyłem tę górę kiedyś z Krzysiem mym synem w większej części na plecach) Ale zaparłem się, że wszystko zdobywam od nowa , więc góra ta przede mną. Po zjedzeniu pysznego obiadu w Oberży PRL, udaliśmy się na drugą stronę Kotliny Kłodzkiej za Stronie śląskie do miejscowości Bielice , gdzie spaliśmy pod kościołem.
Rankiem ruszamy na dwie górki na raz , wpierw Rudawiec, miło się wchodziło mimo że to 1112 metrów, ale szczyt i otoczenie bardzo malownicze. No i pogoda idealna. Schodząc z Rudawca skręciliśmy zielonym szlakiem -jedząc jeżyny po drodze - w kierunku Kowadła . i ... niemal jak zawsze , zgubiliśmy się . szliśmy drogą i nagle od dłuższego czasu nie widzieliśmy zielonego znacznika na drzewach. Czyli pozostała dedukcja i ruszyliśmy przez las cholernym podejściem kilkaset metrów , aby ten szlak odnaleźć , i znaleźliśmy, ale sił nam ubyło bardzo dużo , przedzierając się nie tylko stromo w górę , ale również przez rożnego typu zawaliska na drodze.
Kowadło 989 m. zdobyliśmy z drugiej strony niż planowaliśmy , ale zdobyliśmy i... wróciliśmy tym samym zejściem co weszliśmy bo było bliżej do kampera.

A potem to już uzupełnianie wody w strumyku , i obiad o którym marzyła młodzież, czyli pstrągi samodzielnie złowione. Mnie się trafił smażony i to nie był dobry wybór , chyba patelnię mieli spaloną , ale te grilowane były ponoć idealne. Wieczory już zimne , nocujemy w Kletnie na parkingu pod wejściem na Śnieżnik .

Ranek znów wskazuje , iż będzie ciepło i bezwietrznie. Płacimy 10 zł , za dobę za parking i ruszamy w górę , mijając po drodze Jaskinię Niedźwiedzią, zwiedzimy ją wracając. Jednak znaki wskazujące iż do Śnieżnika jest 1,5h , trochę nie brały pod uwagę naszego tempa wchodzenia po drodze zatrzymaliśmy się w schronisku na kwaśnicę ( słaba bardzo) i zdobyliśmy szczyt po dobrych 2,5h . Śnieżnik to ciekawa szczyt , którego wypłaszczenie mogłoby pomieścić ze trzy, albo i pięć boisk piłkarskich. I to jest pierwsze miejsce gdzie wiej. Schodzimy i oczywiście nie dajemy rady zdążyć na nasz termin wejścia do jaskini .
Zrobimy to jutro raniutko.
Jemy obiado kolację w Kletnie , przy okazji uzupełniając u gospodarzy wodę. i Wracamy na nasz parking .
Rano pan parkingowy (inny niż poprzedniego dnia ) żąda opłaty jak za autobus , bo jak powiedział - ja tu jestem odpowiedzialny za parking i ja wiem co jest autobusem a co nie.

Ostatecznie przystał na moje argumenty , ale nie wiem , czy się dał przekonać.

W jaskini nic nie padało na głowę, susza , potok w dolinie również wysechł. a misy jakieś tam również jak nigdy pozbawione były wody. Źle się dzieje , deszczów nam trzeba i to dużo.

A potem szybciutko w Góry Kłodzkie , aby zdobyć Kłodzką Górę . To ciekawa górka taka trochę oszukująca , aby do niej dojśc trzeba wejść na trzy inne górki, i za każdym razem człowiek myśli , że już "szczytuje " a tu figa.
A po Kłodzkiej Górze 765m , jedziemy już do domu . To dobry był wyjazd , zwłaszcza , że z synem , bo jakoś te dzieci w pewnym wieku , już swoimi drogami chodzą

I na zakończenie statystyki
To były zdobyte góry od piętnastej do dwudziestej zatem zostało mi jeszcze osiem szczytów czyli 8